Gala bokserska w Łomży reklamowana była walkami Fiodora
Czerkaszyna i Krzysztofa „Diablo” Włodarczyka. Ten pierwszy w ostatniej chwili
musiał zmienić rywala i skrzyżował rękawice z Kassimę Oumą, pięściarzem
pochodzącym z Ugandy. Choć pojedynek nie trwał długo i skończył się sporym
niesmakiem, to jednak historia boksera z Afryki zdecydowanie przerasta całe
wydarzenie.
Walka w Łomży z Fiodorem Czerkaszynem nie ułożyła się po
myśli Kassima Oumy. Jego sekundant poddał go w drugiej rundzie, w dość
niejasnych okolicznościach. Ugandyjskiego boksera żegnały gwizdy, a on sam był
wyraźnie niezadowolony z tego, w jaki sposób zaprezentował się przez polską
publicznością. Dla wielu bokserów taki obrót spraw mógłby oznaczać, że warto
poważnie zastanowić się nad dalszym uprawianiem sportu. Ouma przeszedł jednak w
życiu przez takie piekło, że drobne niepowodzenie na ringu w Łomży to w
zasadzie niewart wspominania incydent.
Siedmiolatek na stosie trupów
Po obaleniu Idiego Amina w 1979 roku w Ugandzie przez moment
wierzono, że pojawia się promyk nadziei na normalne życie. Po latach
ciemiężenia przez szalonego dyktatora, który zgotował swoim krajanom piekło,
ludzie mieli nadzieję na poprawę sytuacji. Jednak już na początku lat 80-tych w
tym kraju wybuchła krwawa wojna domowa, której ofiarami znów padły tysiące
ludzi, w tym kobiet i dzieci. To właśnie najmłodsi mieszkańcy ucierpieli
najbardziej, bo nie dość, że musieli oglądać okrucieństwa i zbrodnie wokół, to
sami stali się ich częścią, a nawet sprawcami.
Narodowa Armia Oporu (NRA) tocząc swoją batalię przeciwko
rządowi Miltona Obote, a później także Tito Okello, często korzystała z
dziecięcych żołnierzy. Bojówkarze porywali małych chłopców od ich rodzin,
faszerowali narkotykami, bili i zmuszali do posłuszeństwa. Tak tworzyli małych
wojowników, skłonnych do wszystkiego, pozbawionych sumień. Właśnie kimś takim
stał się Kassim Ouma, w wieku pięciu lat odebrany rodzicom.
W partyzanckim wojsku spędził w sumie dwanaście lat. Po
trzech latach, kiedy już przeszedł „szkolenie”, pozwolono mu znów zobaczyć
rodzinę. Ouma nie lubi opowiadać o swojej przeszłości. Nie wie, ilu ludzi
zabił, ale jak wspomina, pamięta, gdy mając siedem lat, siedział na stosie
martwych ciał, paląc papierosa. Najboleśniejszym doświadczeniem było zabicie
innego dzieciaka, który zgubił naboje. Dowódca powiedział mu, że albo zastrzeli
swojego kolegę, albo sam zginie. Wybór był jeden.
Uratował go boks i... pizza
W 1986 roku przywódca NRA Yoweri Mouseveni, na skutek
konfliktów wewnętrznych wśród rządzących, przejął władzę w Ugandzie, a swoją
partyzantkę przekształcił w wojsko. Dla Oumy niewiele się zmieniło, ale po
kilku latach służby dostrzeżono, że ma talent bokserski i przeniesiono go do
wojskowego klubu, gdzie w końcu mógł oderwać się od okrucieństw wyniszczającej
wojny. Bardzo szybko został mistrzem swojego kraju, a w 1996 roku
zakwalifikował się na igrzyska olimpijskie w Atlancie. Na jego wyjazd nie było
pieniędzy i Kassim został w kraju.
Rok później znów pojawiła się szansa wyjazdu do USA i tym
razem zdeterminowany pięściarz postanowił sam postarać się o sponsorów, którzy
sfinansowaliby przelot do Stanów. Udało się i w 1998 roku Ouma spełnił swoje
marzenie. Dość szybko jednak zdał sobie sprawę, że jest kompletnie zagubiony.
Już na lotnisku zupełnie nie wiedział, co ma zrobić. Spotkał taksówkarza rodem
z Ghany, który zawiózł go do taniego hotelu, gdzie Ugandyjczyk spędził kolejny
miesiąc. Nie potrafił odnaleźć miejsca, gdzie miał odbywać się turniej ani
żadnych gymów do treningu. Pytał kilku osób, które wskazały mu gym Joego
Fraziera i Sugar Ray’a Leonarda. Nie znając kompletnie Waszyngtonu kupił rower,
myśląc, że to blisko jego hotelu. Ruszył autostradą, ale po przejechaniu kilku
kilometrów został zatrzymany przez policję.
Po miesiącu jego drobne oszczędności w zasadzie się
skończyły i Ouma postanowił, że wróci do kraju. Co prawda jego wyjazd
traktowano jako ucieczkę, ale w USA też nie miał czego szukać. Postanowił
zamówić pizzę do hotelu i to okazało się jedną z najlepszych decyzji, jaką
podjął. Dostawca, słuchając jego historii, namówił go do pozostania i zaoferował
pracę przy roznoszeniu ulotek pizzerii do skrzynek pocztowych. Pięściarz przy
okazji pytał wszystkich o najbliższy gym i udało mu się w końcu znaleźć miejsce
w pobliżu pizzerii, gdzie mógł trenować. Los zaczął się do niego uśmiechać.
Stare demony wracają
Niestety stare demony wróciły dość szybko. W Ugandzie, gdzie
została jego rodzina, wciąż panował terror. Do jego domu przyszli żołnierze,
szukając Kassima. Zaczęli nękać jego matkę, a kiedy w jej obronie stanął
ojciec, został ciężko pobity. Trafił do szpitala, a nieco później zmarł na
skutek poniesionych obrażeń.
Śmierć ojca sprawiła, że Ouma musiał wziąć na swoje barki
utrzymanie rodziny. Ciężko trenował i szybko udało mu się podpisać
profesjonalny kontrakt. Piął się w górę, dochodząc na szczyt, sięgając po tytuł
mistrza świata i cały czas dzielił się pieniędzmi ze swoimi bliskimi. Do USA
sprowadził matkę, założył rodzinę i dorobił się czwórki potomstwa, ufundował
studia w Stanach i w Kanadzie dwójce swoich braci, płacił także za szkołę
sporej grupie swoich kuzynów i kuzynek. Współpracował także z organizacjami
charytatywnymi wspierającymi mieszkańców Afryki.
Pas mistrza świata stracił dość szybko, ale mimo 40 lat na
karku, wciąż jest aktywnym bokserem. Jak sam mówi, musi zarabiać, bo jego
rodzina ma spore potrzeby. Poza tym w ringu czuje się szczęśliwy. W jego życiu
nigdy nie było łatwo, ale mimo ciężkiego losu, stara się być pozytywnym
człowiekiem, co mogliśmy zaobserwować ostatnio na gali w Łomży, kiedy kołysał
się w rytm polskiego rapu.
Historia Oumy to gotowy scenariusz na film, który zresztą
powstał. Kassim był jednym, z jak się szacuje, 300 tysięcy dziecięcych
żołnierzy, walczących na całym świecie. Sam nie wie, ilu ludzi zabił. Stracił
wielu bliskich, wojna pochłonęła większość jego rodzeństwa, ojca zabito z jego
powodu. Doszedł na bokserski szczyt, choć niewiele brakowało, a zerwałby ze
sportem. Był w piekle, ale przeżył. Jest jednym z niewielu, któremu udało się
wyrwać. Tylko dlatego, że potrafił boksować. Ilu jego rówieśników dożyło
czterdziestki? Pewnie niewielu, stąd nie ma się co dziwić, że chociaż jego
bokserska kariera już dawno przestała być poważna, to on dalej bawi się boksem.
W końcu tylko dzięki niemu wciąż żyje.
Komentarze
Prześlij komentarz