Jak grecki kupiec uratował igrzyska olimpijskie


Współczesny sport to przede wszystkim wielkie pieniądze, inwestowane przez potężne koncerny, liczące na rozgłos, reklamę i prestiż, oraz, co oczywiste, pewien zwrot z inwestycji. To jednak także pewne grono filantropów, przekazujących swoje środki ze zwykłej potrzeby dzielenia się bądź budowania, o czym przekonali się ostatnio choćby fani Wisły Kraków. To zresztą łączy Białą Gwiazdę z pierwszymi igrzyskami olimpijskimi w Atenach w 1896 roku, które nieomalże zostały pogrzebane przez brak funduszy, ale uratował je pewien bogaty kupiec.



Chleba i igrzysk

Zgodnie z pomysłem barona Pierre’a de Coubertin pierwsze igrzyska miały odbyć się w roku 1900 i miały wprowadzić świat w wiek XX. Niestety król Jerzy I, ówczesny władca Grecji, wymógł rozegranie pierwszych igrzysk już w roku 1896. Jako, że pochodził z Danii i nie cieszył się zbyt dużą popularnością w kraju, którym władał, postanowił on podarować obywatelom greckim igrzyska, licząc na poprawę swojego wizerunku.

Nie był to jednak dobry czas dla rozgrywania aż tak wielkiej imprezy w tym kraju. Rząd grecki nie dysponował funduszami, które mogłyby wystarczyć na sfinansowanie przyjazdu oraz pobytu sportowców z innych krajów. Zaistniał także problem budowy stadionu na którym miałby się rozgrywać zawody sportowe.

Poza problemami finansowymi Grecja borykała się także z niezbyt ciekawą sytuacją międzynarodową. Konflikt z Turcją trwał od długiego czasu, a ponadto na półwyspie Bałkańskim wciąż toczył się spory Turcji z Rosją o Bułgarię, a także coraz bardziej nagląca stawała się sprawa statusu Krety. Nie rozwiązana pozostawała także sprawa innych ziem, które zamieszkiwali Grecy. Jerzy I wymuszając na de Coubertinie organizację Igrzysk, liczył na to, że uda się zwrócić uwagę państw europejskich na ten problem, zwłaszcza krajów które miały najwięcej do powiedzenia w tym regionie czyli Anglii, Rosji oraz Francji. Próby te nie odniosły jednak pożądanego skutku, gdyż pomimo wspieranego przez Ateny buntu na Krecie mocarstwa nie pozwoliły na zmianę jej przynależności.

Milion na ratunek

De Coubertin robił wszystko, by idea nowożytnych igrzysk nie legła w gruzach, ale samotnie nie był w stanie przekroczyć problemów finansowych, szczególnie związanych z odbudową stadionu w Atenach, na którym miał zostać rozegrane sportowe zmagania. I wtedy do akcji wkroczył grecki handlowiec, bogacz i filantrop Georgios Averof.

Ten urodzony w niewielkiej miejscowości Metsowo kupiec swój majątek zbił w Egipcie, gdzie zaczynał jako pracownik swojego brata, obsługującego handel rzeczny, ale dzięki swojej inteligencji i obrotności szybko przekształcił się w magnata, obracającego ziemią i inwestującego w banki. Kiedy się dorobił, dał się poznać jako człowiek chętnie dzielący się swoim bogactwem. Budował szkoły, uniwersytety i akademie wojskowe, finansował także działalność charytatywną w Grecji i w Egipcie.

Kiedy Averof dowiedział się o tym, jakie problemy mają Ateny z organizacją igrzysk, obiecał, że pomoże odbudować stadion. Według pierwszych wyliczeń potrzebowano na to około pół miliona drachm. Kupiec postanowił w całości sfinansować to przedsięwzięcie. Co ciekawe, już wtedy w branży budowlanej rzeczywisty koszt często przekraczał początkowe założenia. Ostatecznie okazało się, że aby zakończyć odbudowę, potrzebny będzie prawie milion. To na ówczesne czasy olbrzymia kwota, ale Averof, który już zaangażował się w pomoc de Coubertinowi, dołożył także i brakującą część, przez co stał się w zasadzie w całości sponsorem pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich. Śmietankę spijał cały kraj, a z nim król Jerzy I, ale bez filantropa z Metsowa cała idea by upadła i kto wie, czy udałoby się ją wskrzesić.

Co ciekawe, rola Averofa nie skończyła się tylko na sfinansowaniu całego przedsięwzięcia. Jako światowiec został zaproszony do komitetu organizacyjnego, w którym pomagał w przyjmowaniu zagranicznych delegacji i zawodników przybywających do Aten. Niewiele brakowało, a zostałby także jednym z bohaterów najbardziej bajkowej historii tych igrzysk.

Córka dla zwycięzcy

Starym greckim zwyczajem postanowiono uhonorować zwycięzcę maratonu. Rząd grecki ofiarował 25 tysięcy drachm, inicjator biegu Michel Breel srebrną wazę, ateńscy fryzjerzy dożywotnie strzyżenie, a krawcy ubiór. Wszystkich przelicytował jednak Averof, który obiecał, że jeżeli maraton wygra Grek i chrześcijanin, ofiaruje mu swoją córkę za żonę i milion drachm posagu. I zwycięzcą maratonu został ubogi, wioskowy listonosz Spiros Louis. Był już jednak zaręczony z dziewczyną ze swojej wioski i nie przyjął wielkiego bogactwa ofiarowanego przez kupca. Co więcej, kiedy król obiecał, że spełni każdą jego prośbę, poprosił tylko o to, by z więzienia zwolniono jego przyjaciela, zamkniętego za niepłacenie podatków.

Choć powszechnie uważa się barona de Coubertina za ojca nowożytnych igrzysk, to z pewnością Georgios Averof był co najmniej ich ojcem chrzestnym. Bez tego filantropa nie byłoby ateńskich zmagań i kto wie, czy udałoby się wskrzesić tę piękną ideę. Zbudowane przez niego szkoły, stadiony i szpitale przez dziesiątki lat służyły ludziom.

Jego życiorys ma jednak dość poważną rysę. Jego biografowie wspominają, że w Afryce posądzano go o handel niewolnikami, którzy rzekomo mieli być prawdziwym powodem jego wielkiego majątku. Jednoznacznych dowodów na to nie ma, choć rynek w Omdurmanie, na którym prowadzono ten przestępczy proceder, do dziś nosi jego imię. Skoro jednak niczego mu nie udowodniono, lepiej zapamiętać go, jako człowieka, który uratował igrzyska w Atenach i pozwolił rozwinąć jedną z największych współczesnych idei.

Komentarze